środa, 21 października 2009

Pokora

Za oknem szaro, smutno, zimno i mokro.
I chociaż staram się chodzić po ulicy z uśmiechem na twarzy i iskierkami rozbawienia w oczach na widok tych wszystkich zabieganych istot, czasami coś puszcza i już nie umiem dłużej walczyć z pewnym żalem, złością i smutkiem. Im dłużej taki stan trwa, tym wpędzam się w coraz większe poczucie winy.

Nie jestem idealna. A na pewno jestem zarozumiała. Czasami.
Nie zawsze jestem miła. A czasami bywam nawet bardzo opryskliwa. I jak się tego pozbyć?
I nawet tutaj, narzekam i narzekam. Wywyższam się i osądzam. I tak smęcę farmazonami przeróżnymi. A miało być inaczej. I jest, ale jeszcze nie do końca.
Cóż z tego, że myśli są pogodniejsze, że wiary w człowieku więcej. I szczęścia z życia. I doceniania tych najbardziej niepozornych chwil. Cóż z tego, jeśli człowiek nie umie tego odzwierciedlić w świecie, w kontaktach z innymi. I w ten sposób poczucie winy rośnie z każdym wykrzyczanym na bliskich słowem.

Bo brakuje mi wciąż pokory. Wobec życia i świata. Wobec ludzi i zdarzeń. Wobec natury i siebie. Nawet siebie.

Nie napiszę, że postanawiam poprawę od teraz. Bo postanawiam, ale to nie jeden krok naprzód coś zmieni, a przejście (nie przebiegnięcie!) całej długiej i krętej drogi, z wieloma przystankami i ślepymi zaułkami. Gdyż liczy się wytrwałość. I pogoda ducha. I miłość bliźniego. I szacunek. I cierpliwość.

Napiszę za to przepraszam. Za co? Za to co mi ciąży na duszy. I będę się starać. Mocniej i wytrwalej.
I za to, że zaprzeczałam swoim słowom na temat pielęgniarstwa.
Piękny zawód. I niech tak pozostanie. Niezależnie od moich zamiarów i celów. Bo to nie jest ważne dla nikogo poza mną.

I najważniejsze.
Nie ważne czy ktoś zrozumiał moje słowa z przed kilku tygodni tak jak ja podczas ich pisania.
Nie ważne czy to wina mego mizernego pióra, czy też emocji jakie mogły wzbudzać.
Prawda jest taka, że potrzebuję bliskości. Bardzo jej potrzebuję. I zrozumienia też.
Nawet i zwłaszcza, z naciskiem na to drugie, poczucia więzi z osobą, z którą dzieli się życie. Na dobre i na złe. W której ma się przyjaciela, ale przede wszystkim odnajduje zagubiony fragment samego siebie. I dlatego właśnie czekam. Na odpowiedni czas, miejsce, a przede wszystkim istotę.

Bo kocham życie, a skoro kocham to nie będę go ranić swymi pomyłkami. Nie bezczelnie, bez namysłu i z ciągłym popełnianym pewnych błędów.
I nie chodzi o to by się zmieniać. Ani też o to by się akceptować.
To też.
Należy po prostu szlifować samego siebie. Tak, jak diament się szlifuje. A że nie najpiękniejsze porównanie mi wyszło składniowo, to nie ważne.
Musiałam :)

Dziękuję. Znowu :)

wtorek, 6 października 2009

Powołanie nie umie jednego...

... wyciągnąć mnie wcześnie rano z cieplutkiego łóżka, by w cholernej zimnicy odprawić poranne ablucje, zjeść w tempie ekspresowym po czym wyjść na jeszcze gorszą zimnicę i tłuc się napakowanym autobusem na uczelnie.
Właściwie to powinnam mówić w czasie przyszłym. Toż to mego powołania spełniać jeszcze nie mogę.
Ale mimo tego malutkiego szczególiku, jestem bardzo zadowolona.
Mój mózg chłonie wszystko. Jest jak gąbka (Bogu dzięki stokrotne, że już się o tych stworzeniach uczyć nie muszę... wystarczająco mi zoologie i inne pierdoły namieszały w głowie w ciągi kilku wcześniejszych miesięcy), albo nie wiem... jego pazerności na wiedzę żadne porównanie nie odda. W dodatku są to w końcu ciekawe rzeczy. Nauka o człowieku.

Byle odsunąć zazdrosne myśli o kolegów z kierunku lekarskiego, nie spać gdzie (schodki, kawiarnie etc.) i kiedy (rozrzut godzinowy jest duuuży) popadnie, a rok szybko minie i witamy moje masochistyczne love. A wtedy się dopiero zacznie sezon kawowy i nocne maratony... I co się głupia z rozmarzeniem uśmiecham sama do siebie na ową myśl?! O_o

Jak grupa i pierwsze wrażenia?
Ano, nie jest źle.
Ludzie sympatyczni, jakiś większych pomyleńców - może poza mną - nie ma, chociaż to może wyjdzie dopiero przy bliższym tj. integracyjnym spotkaniu :)
Jedna osoba również chce tylko przezimować, mam nawet 2 (słownie dwóch) rodzynków rodzaju męskiego, a Ci na pielęgniarstwie zaliczają się do okazów rzadkich, w tym jeden, jak sam co chwilę lubi nam przypominać, jest na tym kierunku z powołania. Stąd nawet zaczęłam od owego słowa.
Bo ja rozumiem jego pasje i teoretyczną miłość do danego zawodu. Baa, rozumiem jak mało kto, ale... agresywne przypominanie o tym fakcie co 5 minut rozmówcy w sposób wyrażający pogardę dla ludzi, którzy mogliby chcieć robić coś innego to już inna bajka.
Ale może trza się cieszyć, że w przyszłości lekarze czy pielęgniarze będą nas leczyć tylko za owe powołanie. Nasze portfele z pewnością się ucieszą.
Oj, no ale gdzie ja tu o pieniądzach będę!

Jak każdy student WUMu wie, a ja mam szaloną przyjemność się dowiedzieć, wszelkie sprawy na tej uczelni lepiej załatwiać zażywając na godzinę przed wejściem do pokoju docelowego np. dziekanatu - relanium. Cóż za dziwactwo, że na uczelni medycznej tak bardzo nie szanuje się własnego i studentów zdrowia. Człowiek szczęśliwy, spokojny, uśmiechnięty etc. żyje dłużej! Ja za wrzody żołądka ślicznie dziękuję.
W tym miejscu warto odnotować tę jedną jedyną rzecz za jaką tęsknię na swej ex-uczelni.
Dziekanat.
Student=człowiek.
I nikt nie trzaska Ci drzwiami przed nosem, bo kończy pracę o 14, a Twoje 2,5 godzinne stanie pod owymi drzwiami nie ma żadnego znaczenia.
I jeszcze ja miałabym być starostą grupy? Ojj, nie, nie, nie... Naprawdę lubię swoje nerwy :)

Coś jeszcze?
Ah, tak. Ciężko przyznać, ale mnie chyba coś wewnętrznie skręci jak przyjdzie mi się uczyć o myciu pacjenta i ścieleniu łóżka _-_'
Ale to chyba taka szkoła życia dla mnie, bo chociaż ja ani nie pasuję do zawodu pielęgniarki, ani nie chciałabym go wykonywać, mimo wszystko myślę, że można go postawić na równi z zawodem lekarza. W mojej hierarchii jest nawet nad tym ostatnim, z prostego względu. Dla mnie wydaje się trudniejszy, bo więcej pewnych barier wymagałby ode mnie do przełamania. Ale nie będę tego tutaj rozwijać, bo wyjdzie, że jakaś zarozumiała jestem czy coś, a ja naprawdę staram się być miła, a moje słowa to tylko takie małe herezyjki :)
I żeby nie było, że kłamię. Wiele zawdzięczam pielęgniarkom, swojego czasu bardzo mi pomagały. Super kobiety ^^
W każdym razie jedni spełniają się w tym, drudzy w tamtym. Jak ktoś ma owe powołanie, to bardzo piękne. Tak nawet powinno być. Niech jednak szanuje przy tym innych ludzi.

A ja lecę do fizyki. Tak, tej maturalnej.
Przysnęło mi się. Znowu.
Notka miała rozbudzić troszku moje szare komórki. Po treści widzę, że chyba nie wyszło, ale ćsii.

Powodzenia! Nie dajcie się wszelkim asystentom, profesorom etc.!

P.S. Zaginajcie ostatnie strony w indeksach! Ja na biotechu nie zagięłam, i co?, nie dotrwałam do końca I roku (chociaż miałam taki zamiar). Przejrzałam też indeksy brata (taa, z nas rodzina wiecznych studentów xD) i ten z pierwszej uczelni też nie miał zagiętej strony! I nie ukończył I roku! Coś w tym jest! So, zaginać, zaginać!