wtorek, 19 czerwca 2012

Ujemnych punktów powinni prawnie zakazać.

Pseudo notka była w październiku, to i będzie druga - podobna - w czerwcu. Na początek i koniec.
Piszę w zasadzie wylać moją frustrację. Jaką? Ano na zakład biofizyki w mieście na B.
Jak to jest i być może, że anatomię, histologię, pierwszą pomoc, słowem "ważne i kobylaste przedmioty" (tak, to będzie jako jedno słowo) przy odrobinie nauki można zaliczyć na 4 czy 5, a taką zapchloną biofizykę nie. W sensie nie zaliczyć w ogóle. No kur... (a będę przeklinać!)
To nikomu do niczego nie jest potrzebne. Przedmiot zapchaj dziurę. Z asystentami co to się panoszą jak te mrówki. Różnica tylko taka, że mrówki pracują na sukces całego mrowiska, a "wielcy państwo" robią wszystko aby całe to mrowisko legło w gruzach (w ściółce?).

Egzamin jak matura, rangi państwowej i takie tam. Książeczki testowe zalakowane, czas ustawiony na stoperze, każda błędna odpowiedź zabiera 0,5 z puli już zdobytych punktów. Do tego łycha złej atmosfery. No żesz.

Nie mam jeszcze wyników. Ale o ile bardzo wierzyłam, że będzie dobrze i że zdam, teraz mam tylko złe przeczucia. Trzeba zaznaczyć, że chcę wrócić do domu. Na studia. I przy niezdanym egzaminie, trudno będzie przekonać dziekana w moim mieście aby mnie przyjął łaskawie.
Z resztą. Tak bardzo września mieć nie chciałam.

***

edit. ZALICZYŁAM! Jednak. Wow!! :D Ale psioczenie zostawię, bo to szczera prawda.